Wokół tych dwóch słów kręci się
karuzela od dawien dawna. Te dwa wyrazy są kluczem do osiągnięcia
sukcesów przez polskich piłkarzy zebranych w jednym zespole
narodowym, ale nie tylko, bo przecież wybicie się indywidualnych
jednostek też jest pożądane. Te dwa słowa powtarzane są w każdym
programie wyborczym i wystąpieniach ludzi, którzy chcą być wybrani
na czołowe stanowiska w polskiej piłce nożnej. Nie inaczej było
ostatnio, gdy wybierano prezesa naszego miłościwego PZPN-u.
Zwycięzca, Zbigniew Boniek, podkreślał, że najważniejszą
kwestią będzie zajęcie się szkoleniem młodzieży. Bo to właśnie
te dwa wyrazy stanowią sedno naszych problemów we współczesnym
świecie piłki nożnej. Każdy z nas słyszał pewnie utyskiwania na
ten temat. Przez najbliższe felietony przedstawimy najczęściej
wymieniane błędy w polskim „systemowym” szkoleniu młodzieży.
Ryba zaczyna psuć się od głowy, zacznijmy więc od góry, czyli możnych naszego piłkarskiego podwórka i złych mocy, którym nikt nie potrafił się, do tej pory, przeciwstawić.
Na szczycie góry lodowej jest presja czasu i wyniku. Właściciele i sponsorzy klubów chcą sukcesów w jak najkrótszym czasie; im szybszy sukces, tym szybsza możliwość zwrotu chociaż części poniesionych kosztów. Problem w tym, że piłka nożna, na tradycyjnie pojmowaną działalność biznesową nadaje się średnio. Specyfika prowadzenia i zarządzania klubem sportowym wyklucza wynik „tu i teraz”. Inne zdanie ma na ten temat większość właścicieli polskich klubów. Przez brak cierpliwości, nieznajomość piłkarskiego środowiska i specyfiki sportowej, którą rządzi głównie niepewność, szkoleniowcy i zawodnicy czują gorący oddech prezesa na plecach.
Często to prezes, będący pionkiem w rękach właściciela ( bo to nie zawsze to samo),też czuje ten nieprzyjemny powiew między łopatkami i sam wytwarza takie samo ciśnienie u trenera, który z kolei przelewa, często nieświadomie, swoje frustracje na zawodników (często młodych, bo starsi i doświadczeni nie dadzą sobie w kaszę dmuchać). I tak koło się zamyka. Efekt domina wpędza klub w ruchome piaski.
Trener pracujący w takim środowisku skupia się tylko na najbliższym weekendowym meczu, odsuwając od siebie wizję drużyny na najbliższe miesiące, czy lata. Zabija to pilnowanie strategii klubu na lata do przodu. W polskim futbolu brakuje właśnie takich osób. Teoretycznie taką rolę pełnią dyrektorzy sportowi, często sami prezesi lub ich zastępcy. Jednak te osoby są tak pochłonięte codziennymi aspektami swojej pracy, że zapominają o patrzeniu za horyzont i pilnowaniu właściwego kierunku. Czasami potrzebne są osoby z zewnątrz, które będą trzymały rękę na pulsie i zachowując świeże spojrzenie, będą mogły skorygować plany danego klubu.
Oczywiście nie może być to jedna osoba, która dzierży w swoich rękach pełnię władzy w tej kwestii- to mija się z celem. Ale przynajmniej przez chwilkę bądźmy idealistami i wyobraźmy sobie sytuację, w której to raz na dwa tygodnie zbierają się najważniejsze persony jakiegoś klubu, by zastanowić się , co można poprawić w szkoleniu młodzieży na ich podwórku i by przeanalizować dokąd zmierza klub. Zawsze znajdzie się choćby mały szczegół godny poprawy, a ręka będzie trzymana na pulsie.
Ryba zaczyna psuć się od głowy, zacznijmy więc od góry, czyli możnych naszego piłkarskiego podwórka i złych mocy, którym nikt nie potrafił się, do tej pory, przeciwstawić.
Na szczycie góry lodowej jest presja czasu i wyniku. Właściciele i sponsorzy klubów chcą sukcesów w jak najkrótszym czasie; im szybszy sukces, tym szybsza możliwość zwrotu chociaż części poniesionych kosztów. Problem w tym, że piłka nożna, na tradycyjnie pojmowaną działalność biznesową nadaje się średnio. Specyfika prowadzenia i zarządzania klubem sportowym wyklucza wynik „tu i teraz”. Inne zdanie ma na ten temat większość właścicieli polskich klubów. Przez brak cierpliwości, nieznajomość piłkarskiego środowiska i specyfiki sportowej, którą rządzi głównie niepewność, szkoleniowcy i zawodnicy czują gorący oddech prezesa na plecach.
Często to prezes, będący pionkiem w rękach właściciela ( bo to nie zawsze to samo),też czuje ten nieprzyjemny powiew między łopatkami i sam wytwarza takie samo ciśnienie u trenera, który z kolei przelewa, często nieświadomie, swoje frustracje na zawodników (często młodych, bo starsi i doświadczeni nie dadzą sobie w kaszę dmuchać). I tak koło się zamyka. Efekt domina wpędza klub w ruchome piaski.
Trener pracujący w takim środowisku skupia się tylko na najbliższym weekendowym meczu, odsuwając od siebie wizję drużyny na najbliższe miesiące, czy lata. Zabija to pilnowanie strategii klubu na lata do przodu. W polskim futbolu brakuje właśnie takich osób. Teoretycznie taką rolę pełnią dyrektorzy sportowi, często sami prezesi lub ich zastępcy. Jednak te osoby są tak pochłonięte codziennymi aspektami swojej pracy, że zapominają o patrzeniu za horyzont i pilnowaniu właściwego kierunku. Czasami potrzebne są osoby z zewnątrz, które będą trzymały rękę na pulsie i zachowując świeże spojrzenie, będą mogły skorygować plany danego klubu.
Oczywiście nie może być to jedna osoba, która dzierży w swoich rękach pełnię władzy w tej kwestii- to mija się z celem. Ale przynajmniej przez chwilkę bądźmy idealistami i wyobraźmy sobie sytuację, w której to raz na dwa tygodnie zbierają się najważniejsze persony jakiegoś klubu, by zastanowić się , co można poprawić w szkoleniu młodzieży na ich podwórku i by przeanalizować dokąd zmierza klub. Zawsze znajdzie się choćby mały szczegół godny poprawy, a ręka będzie trzymana na pulsie.
Ten brak myślenia długofalowego w
szkoleniu młodzieży od dawna odbija nam się czkawką.
Zapraszamy też do słuchania naszej cotygodniowej audycji w radiu Egida. Sobota godz. 20.30http://www.egida.us.edu.pl/flashplayer/egida_listen.html
c.d.n...
Zapraszamy też do słuchania naszej cotygodniowej audycji w radiu Egida. Sobota godz. 20.30http://www.egida.us.edu.pl/flashplayer/egida_listen.html
A także do polubienia naszej strony na Facebooku: https://www.facebook.com/AudycjaFutbolowaGodzina
c.d.n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz